Tak, wiem. Styczeń… Otwierasz notes i wpisujesz: do końca roku schudnę 10 kg, będę ćwiczyć regularnie, odżywiać się zdrowo. A później przychodzi luty i wszystkie postanowienia szlag trafił, bo wcinasz batoniki jeden po drugim, a komputer z pewnością nie służy Ci do tego, żeby troszkę przed ekranem poćwiczyć z Ewką Chodakowską…
W zeszłym roku obiecałam sobie, że przeczytam co najmniej 12 książek w języku angielskim (na każdy miesiąc przynajmniej jedna książka) i zobaczę 12 filmów po włosku bez lektora i napisów. Miałam zresztą swoją naukę włoskiego już zakończyć, bo zamierzałam opanować naprawdę wysoki poziom. No cóż… wyszło jak wyszło. Przeczytałam 5 książek (jedną kończę jeszcze dziś) i zobaczyłam dwa filmy. Włoski odłożyłam, bo brakło mi czasu. Ćwiczyłam, jak ćwiczyłam, bo nie potrafiłam się zmotywować, żeby kleknąć na dywaniku przed komputerem i ruszać nóżką w tę i z powrotem. Jednak całe lato biegałam, może nie oszałamiająco dużo, ale ok. 5-6 km udało mi się zrobić prawie każdego dnia. Poza tym miałam naprawdę ciężki rok, ale było w nim nieco spontaniczności – otworzyłam się na poznanie nowych osób, przeczytałam 100 książek i dostałam się na staż w wydawnictwie SQN. To tak z przymrużeniem oka Bo były też dobre rzeczy.
Jestem tutaj