Sztuka epistolarna jest w dzisiejszych czasach na wymarciu. Świat i rozwój technologii pchnął nas ku temu, aby pisać szybkie i krótkie wiadomości, a formę korespondencji całkowicie zdominowały wszelkiego rodzaju chaty, komunikatory internetowe i e-maile. Jak wielu z nas pisze jeszcze tradycyjne listy? Pochyla się nad każdym pięknie zapisanym słowem, płacze, śmieje się, dołącza do szarej papeterii swoje fotografie, aby nie pozwolić czasowi zatrzeć o sobie pamięci? Jak wielu z nas może pochwalić się pokaźnym stosikiem białych kopert w górnej szufladzie swojego biurka? Jak wiele wspomnień i osób się przez nie przewija?
Tove Jansson kochała pisać listy i robiła to przez całe życie. Pisała do rodziny, przyjaciół, miłości swojego życia, wydawców „Muminków”, a nawet własnoręcznie odpisywała swoim fanom, często ozdabiając wiadomości swoimi rysunkami. Mówi się, że jej dorobek epistolarny liczy sobie jakieś sto tysięcy listów… „Listy Tove Jansson” opracowane przez Boel Westin i Helen Swensson to zbiór ponad stu sześćdziesięciu listów z ponad setek, które napisała.
Każdy ze zbiorów opatrzony jest tytułem, który stanowi cudowną kwintesencję całości korespondencji. Pierwsze zbiory: Tak więc zastanawiam się nad przyszłością i Myślę o Was cały czas przeznaczone są do najbliższych. Chociaż zwraca się w nich do całej rodziny, to najczęściej do Sigme tytułuje listy, co podkreśla niesamowicie bliskie stosunki, które łączą córkę i matkę, dwie bliźniacze dusze. Względem zachowania w książce porządku chronologicznego na początku ukazuje nam się obraz bardzo młodej dziewczyny, świeżo upieczonej absolwentki szkoły średniej, dopiero później poznajemy Tove starszą, dojrzalszą, bardziej doświadczoną. Z jej pierwszych listów bije swoista aura młodości i charakterystyczna temu radość. Tove jest ambitna i pomimo swojego młodego wieku wytrwale dąży do celu. W listach do rodziców opisuje zawirowania związane ze wyższymi uczelniami, ich wyborem i zmienianiem. Skupia się na relacjach z mistrzami, od których czerpie wiedzę, rozwleka się nad pięknem Paryża i tradycyjnie pyta o to, co słychać w domu, oczekuje wieści z tej drugiej strony, których niestety nie poznajemy, bo listy Tove zawsze pozostają bez odpowiedzi, dzięki czemu czyta się je niczym swoistą autobiografię czy pamiętnik.
Przyznam, że późniejsze zbiory listów, które ukazują Tove jako początkującą artystkę, młodą kobietę, próbującą odnaleźć się w wielkim świecie sztuki i miłości bardziej mi się spodobały. Tove dojrzewała poprzez podróże, o których pisze w listach do przyjaciółki, Evy Konikoff. Dzięki temu możemy dowiedzieć się jak wyglądały Włochy pod panowaniem Mussoliniego, jak barwny i cudowny okazał się dla Tove Rzym, jak deszczowa Florencja, a jak słonecznie powitał ją Neapol, w którym się zakochała. Wiele jej listów naznacza cenzura, Tove zresztą wspomina o tym, jak trzeba uważać na to, co się pisze w nazistowskich Niemczech.
Autorka wielokrotnie skupia się na swoim życiu miłosnym, uczuciach do mężczyzn, zanim jeszcze przeszła na stronę „duchów”. W jednym z listów do Evy Konikoff pisze tak:
Wróciło do mnie wszystko, co sprawia, że nie chcę wyjść za mąż, wszyscy mężczyźni, których przejrzałam i którymi gardzę – presja Faffana w domu – cały ten męski świat lojalnie trzymający się razem i chroniący piedestał przywilejów, upiększanie męskich słabości w tylu nietykalnych sloganach, niekonsekwencjach i bezwzględność w całym tym cechu chłopców, którzy bronią swojej pozycji, nie zważając na niuanse, i od rana do wieczora opiewają swoje zasługi. Nie mam pieniędzy ani czasu, ani ochoty wychodzić za mąż! Nie zdążę podziwiać i pocieszać, i udawać, że to nie kulisy! Żal mi ich, tak – lubię mężczyzn – ale nie chcę oddawać swojego życia przedstawieniu, które przejrzałam na wylot. Widzę, jak Faffan, najbardziej bezradny, najbardziej krótkowzroczny, tyranizuje cały dom, widzę, że Ham jest nieszczęśliwa, bo zawsze mówiła „tak”, wygładzała, wyrzekała się, zrezygnowała z własnego życia, niczego nie dostając w zamian, tylko dzieci, które zabije wojna mężczyzn albo które zamieni w zgorzkniałych ludzi pełnych złych emocji.
Niemalże przez całe listy do przyjaciółek i kochanek Tove wspomina o Faffanie, co, przyznam, najbardziej mnie w tym zbiorze korespondencji fascynowało. Ojciec nieraz jawi się dla niej jako mit artysty, legenda, bóstwo, z drugiej strony przez tą swoją wyjątkowość jest od niej oddalony. Tove wspomina o presji Faffana w domu, nie chcąc wychodzić za mąż, biorąc ojca za wzór „prawdziwego” czy „typowego” mężczyzny, dostrzegając jego cechy w swoich kochankach i przyjaciołach. Postać ojca jest wyraźna i wyczuwalna niemalże na każdej stronie. Tove jest z nim blisko, ale jednocześnie przez całą wielkość jego postaci wzajemnie się od siebie oddalają. Taką relację można już zauważyć w „Córce rzeźbiarza”, gdzie obraz jest jednak nieco inny, bo widziany oczami dziecka, nie dorosłej kobiety. W innym miejscu autorka żali się przyjaciółce, że musi chować swoją korespondencję, aby Victor jej nie przejrzał, co z pewnością doprowadziłoby do kolejnej kłótni. W ich stosunkach pojawiało się wiele nici nieporozumień, związanymi z proniemieckimi, antykomunistycznymi poglądami Victora, który niejednokrotnie nie krył swojej awersji wobec Żydów, co doprowadzało córkę do pasji. Mówi też o ostatecznym przełomie w ich relacjach:
31.I.42 Nadszedł wielki „krach”, którego się obawiałam i na który czekałam przez kilka lat. Tym razem to ostateczne. Faffan i ja powiedzieliśmy sobie, że się nienawidzimy. Jest mi strasznie szkoda Ham. Ale nie odczuwam winy ani smutku, nic. Czuję się jak kamień. Przyjemnie byłoby nie musieć żyć, ale człowiek i tak idzie dalej (…)
Z drugiej strony wciąż jest dla niej „tym” Faffanem, wiecznym chłopcem, który nigdy nie powinien dorastać. Tove z zaskoczeniem odkrywa, że jego zawsze brązowa grzywa nagle posiwiała, chociaż tak nie powinno być, po „pomimo swoich lat wciąż jest chłopcem”. Niewyobrażalna staje się myśl o śmierci, która w końcu każdego ze sobą zabierze, nawet Faffana. Ich relacje są niczym morze – czasem fale są bardzo niskie i przyjazne, ale zdarzają się i sztormy, które powodują wiele zniszczeń, wiele razy nieodwracalnych.
W listach do Evy Konikoff Tove Jansson opisuje też swój pierwszy romans z kobietą i przejście na stronę duchów. Chociaż przyjaciółka nie popiera ją w jej wyborze, Tove ma w osobie Evy wierną powierniczkę, której może zwierzyć się z każdego problemu. Z początku nie czuje się „całkowicie lesbijką”, bo na miejscu Vi (jej pierwszej kochanki) nie mogłaby pojawić się inna kobieta. Tove czuje, że jej stosunek do mężczyzn nawet się polepszył, wszystko stało się łatwiejsze, radośniejsze, bez towarzyszącego stale napięcia. W listach do Viviki Bandler szczerze i otwarcie wyznaje swoją miłość, pisząc:
Zabrałaś moją miłość do Atosa – ale dałaś inne rzeczy, które dopiero teraz zauważam i dziwię się im. Już się go nie obawiam. Mój respekt wobec niego jest oczywiście naturalny, zawsze odczuwam go wobec osób przewyższających mnie intelektualnie, ale moje poczucie własnej wartości i spokój z nim związany wzrosły. Po prostu jest tak, że artysta myśli inaczej, możliwe, że obrazami. Wyraża się w barwach, nie w Słowach. Zaczęłam się wypowiadać bez przytłaczającej obawy przed blamażem, nie wysilam się na uduchowienie, jestem tylko sobą. Tym samym mamy sobie do powiedzenia więcej niż wcześniej, mamy więcej powodów do śmiechu, do przemyślenia. Być może to przyjaźń w najlepszym wydaniu. Erotyka ma teraz takie małe znaczenie. Jakbym spała. Nic nie czuję i nawet nie tęsknię za tym. Wprawdzie to częste, gdy jest się zanurzonym w jakiejś dużej pracy, ale to coś więcej. Moje serce jest z Tobą, a nigdy nie potrafiłam kochać bez niego.
Przed listami do Viviki Bandler pojawia się jednak cały zbiór pięknych i poetyckich listów do jej cudnego filozofa – Atosa Wirtanena: Widzę jak pomysły rosną niczym drzewa prosto przez Ciebie.
W końcu na ścieżce swojego życia Tove poznaje swoją największą miłość, której poświęcony jest cudowny zbiór Czy naprawdę wiemy, jakie jesteśmy szczęśliwe…? To niezwykłe listy, nasycone ciepłej i spokojem, w który wkradają się sytuacje życia codziennego – nieporozumienia, spory, tęsknota, rozstania czy inni ludzie, którzy zakłócają ich słodką idyllę.
Są jeszcze w tej książce kolejne trzy zbiory: do przyjaciółki, matki oraz wydawcy i przyjaciela zarazem.
Życie Tove Jansson cały czas jawi się tak samo fascynujące i niezwykłe. Jej otwartość, wrażliwość na świat, a zarazem szczerość i cały strzęp prywatnego życia, które nam odsłania zapierają dech w piersiach, czarują czytelnika aż do ostatniego słowa. Szymon Kloska stwierdził, że Tove jest wciąż za mało – mamy Muminki, komiksy, opowiadania, powieści, listy, a nam wciąż jest mało. To prawda, Tove wiecznie brakuje, dlatego też w tym wpisie, którego nie chcę nazywać recenzją, bardziej szczegółowo omówiłam Wam zawartość tej książki. To pełen liryzmu zbiór kawałów życia wyjątkowej Finki, który składa się na nią całą. To świetna, bardzo drobiazgowa i ciekawa książka o życiu i twórczości tej niesamowitej kobiety.
A, no i zapomniałabym dodać, że całość uzupełniona jest wyjątkowymi fotografiami. Naprawdę wyjątkowo piękna pozycja, niemalże obowiązkowa, dla każdego poszukiwacza wrażliwości i niezwykłości.
Jestem tutaj