Każdy z nas przynajmniej raz podróżował komunikacją miejską: pociągiem, tramwajem czy choćby tym najpopularniejszym i najczęstszym – autobusem. Każdemu z nas zdarzyło się zetknąć z różnymi ludźmi – tymi budzącymi podziw, z teczkami w rękach, w garniturach i komórkami stale przytkniętymi to prawego lub lewego ucha, z ładnymi dziewczynami, ubranymi w zdobne spódnice, mogącymi się pochwalić długimi i szczupłymi nogami, ze staruszkami, których nieustannie boli głowa i zawsze znajdzie się jakiś powód do narzekania, z zakompleksionym, bo pryszczatym nastolatkiem czy choćby z życiowym nieudacznikiem, który smutki topi to w alkoholu, to w papierosach, kobietach lub podróżach.
Każdy z nas – z pozoru zwykły człowiek – okazuje się fascynującym materiałem godnym opisania, niosącym może i powtarzalną, ale niezwykle uniwersalną i stale fascynującą historię. Każdy.
I to właśnie robi Steinbeck w “Zagubionym autobusie”.
Głównym bohaterem powieści jest Juan – Meksykanin, który mieszka jednak z dala od swojej ojczyzny. Juan prowadzi razem ze swoją żoną, Alice, mały bar z bufetem i okrągłymi stołkami przymocowanymi do podłogi. Alice często jest jednak nieznośna – zrzędliwa, zazdrosna i nieszczęśliwa. Większość jej dnia zajmuje narzekanie i rządzenie innymi, a jej największą wadą zdaje się być wpychanie nosa w nieswoje sprawy i zabieranie głosu na każdy temat. Nie jest lubiana ani przez gości, ani przez pracowników, ani, zdaje się, przez samego Juana.
Państwo Chicoy posiadają również koncesję na prowadzenie linii autobusowej między Rebel Corners a San Juan de la Cruz, przez co miejsce, gdzie znajduje się bar, stało się jeszcze stacją autobusową. Juan większość swojego czasu poświęca naprawianiu autobusu, pomaga mu w tym Pryszcz, zwany tak przez okrągłe i nabrzmiałe krosty na swojej twarzy. Autobus, chociaż stary, jakoś jeszcze jeździ, dlatego kiedy tylko wszystko zostaje dopięte na ostatni guzik, Juan zbiera pasażerów i wyjeżdża w podróż. I właśnie od tego momentu zaczyna się cała zabawa. W podróży uczestniczą różnoracy ludzie – od Pryszcza (zwanego też Kitem), który jest boleśnie bezradny na ogromne krosty przez które unika go większość dziewczyn, przez żyjącą marzeniami Normę, biznessmana Pana Pritcharda, aż po tzw. Camille Oaks, która udaje, że jest asystentką dentysty, podczas gdy naga kąpie się w ogromnym kielichu wina przed męską publicznością. Spotykają się tutaj ci uczciwi z cwanymi, szczodrzy ze skąpcami, skromni z bezwstydnymi, mądrzy z głupimi, zaspokojeni z ciągle pragnącymi czegoś więcej od życia. Poznajemy ich zmartwienia i troski, żądze i pragnienia, słabości, kompleksy i cechy, które starają się skrywać, stosunek do życia i drugiego człowieka. Steinbeck jako doskonały obserwator opisuje wykreowanych przez siebie bohaterów w tak niezwykle realistyczny i plastyczny sposób, że gdybyśmy zapytali: “Jaki jest Pan Pritchard?”, “Kim jest Pryszcz?”, doskonale potrafilibyśmy odpowiedzieć na to pytanie w sposób tak wyczerpujący, jakby te postaci były co najmniej naszymi bardzo dobrymi znajomymi.
Nawet jeżeli niektórym ta książka może się nudzić, bo nie ma co spodziewać się po Steinbecku pędzącej akcji czy nagłych zwrotów, niesie ona ze sobą szalenie interesującą i poważną treść.
Chociaż wiele słów krytyki było adresowanych do Johna Steinbecka, jest on absolutnym mistrzem w swoim fachu. W każdej książce udowadnia, że jest niesamowitym obserwatorem życia i jeszcze lepszym rzemieślnikiem, przelewając swoje spostrzeżenia na kartki papieru. Steinbecka można brać w ciemno, będąc pewnym niezaprzeczalnej wartości jego prozy.
Jestem tutaj