Na historię nie składa się tylko to, co było, ale przeminęło – nie martwi żołnierze, obozy koncentracyjne, patriotyczne pieśni czy fotografie w podręcznikach szkolnych. Historia to ciąg, historię tworzymy my i cały nasz świat, wszystko co było i będzie, co nas otacza. Historia to życie – a jak pisze Jean D’Ormesson: najbardziej nieprawdopodobną ze wszystkich powieści przygodowych jest i zawsze będzie samo życie. Właśnie to samo życie, chociaż nie raz trudne do opisania, pędzące coraz to szybciej, wykorzystuje w swojej trylogii, której pierwszą częścią jest “Wieczorny wiatr”.
Losy czterech braci Romero – potomków argentyńskich magnatów – i czterech sióstr O’Shaughnessy, wywodzących się z kręgów brytyjskiej arystokracji nie tylko splatają się nawzajem ze sobą, tworząc opowieść barwną i egzotyczną, jak z powieści (chociaż to przecież “samo życie”), ale wiążą się również z losami narratora.
Siedząc na tarasie swojego toskańskiego domu bohater wspomina barwne losy swoich przyjaciół i życia spędzanego u ich boku, będącego na każde zawołanie pięknych sióstr, ale myślami cofa się też do czasów całkowicie mu odległych, do ludzi, o których dowiedział się z porzuconych przez wszystkich listów i przekazywanych z pokolenia na pokolenie ustnych opowieści, których słowa stały się już tak wyblakłe, że niemalże utraciły sens.
Akcja powieści rozpoczyna się w momencie zniesienia niewolnictwa w Brazylii, gdzie poznajemy barwną Florindę, następnie przenosi się do carskiej Rosji, przedstawiając nam ród Wrońskich, wschodnich rejonów Polski, gdzie stopniowo coraz bardziej dochodzi do pogromów Żydów, Nowego Jorku, w którym próbują sobie ułożyć życie uciekinierzy z Polski, aż w końcu do Chin targanych powstaniem bokserów.
Potomkowie O’Shaughnessych, książąt Wołkońskich, książąt Dołgorukich, Finkelsteinów byli świadkami wszystkich najważniejszych wydarzeń politycznych i obyczajowych pierwszej połowy XX wieku. Zdaje się, że nic z tego, co napisała Historia ich nie ominęło. Przeżyli wojnę domową w Hiszpanii, byli świadkami pogromów Żydów polskich, obserwowali przebieg rewolucji meksykańskiej… ale to nie wszystko – bohaterzy stają się wyjątkowi nie tylko przez ich barwne charaktery, ale jeszcze barwniejsze życiorysy – tudzież jedna z bohaterek wpląta się w całkiem nieprawdopodobny romans z wielkim Verdim, ktoś inny będzie widywał się z Proustem, albo przez chichot losu rodzeństwo zapłonie do siebie namiętną miłością, z której mogą być jedynie – jak można się domyślić – przykre konsekwencje…
Byli wszędzie, podróżowali po całym świecie, wszędzie pozostawiając swój ślad, zapuszczając korzenie, wydając na świat potomstwo. Znali najważniejszych ludzi epoki, od cyganerii artystycznej aż po mafijne towarzystwo. Łez szczęścia im nie brakowało, tak samo jak tych pełnych goryczy i tęsknoty za czymś, co już odeszło. Bo to przecież czas jest najważniejszym bohaterem tej powieści. To, co kiedyś budziło kontrowersje, powoli staje się normą, czymś pospolitym. Młodość i świeżość zastępuje starość i rutynę, lata mijają, pokolenia odchodzą, powoli przychodzi czas na młodych, energicznych, chętnych życia.
Pomiędzy tym wszystkim – tym wyjątkowo pięknym życie – pojawia się pewien strach, niepokój, zapowiedź innych czasów – groźniejszych, pełnych grozy…
Druga wojna światowa to czarno-czerwona plama, rosnąca w nieskończoność, by potem się skurczyć, rana, otwierająca się, by potem się zabliźnić, przypływ i idący w ślad za nim odpływ.
“Wieczorny Wiatr” to nie tylko niesamowita powieść, ukazująca przemiany historyczne, polityczne i kulturowe na tle Europy z przełomu XIX i XX wieku, ale niezwykle klimatyczna, ciepła i wciągająca historia. Autor nie pomylił się, mówiąc, że jego powieść pisana jest przez “samo życie” – życie zwykłych ludzi, ze zwykłymi troskami, zwykłym smutkiem i radością, w opozycji do ludzi wielkich, niezwykłych, którzy czasem wcale nie przez przypadek, a czasem zupełnie mimowolnie gdzieś się znaleźli, czegoś dokonali, kogoś uszczęśliwili bądź skrzywdzili, pozostawili po sobie ślad.
“Wieczorny Wiatr” to opowieść o ujednolicaniu się świata, o stopniowo wzrastającej tolerancji innych kultury w niektórych miejscach na świecie i – paradoksalnie – malejącej, gdzie indziej.
Narrator zdaje się wyznawać zasadę homo sum et nihil humanum at me alienum esse puto – jest wyrozumiały względem ludzkich słabostek, wrażliwy, jeżeli chodzi o miłość, a także sprawiedliwy i powściągliwy w swoich sądach – nic, co ludzkie, co nasze, nie jest go w stanie zawstydzić, zdziwić czy zgorszyć.
D’Ormesson twierdzi, że zamierzeniem Wieczornego wiatru jest nie tyle pouczyć, ile zabawić. Zabawić wojną w Hiszpanii, zabawić Hitlerem, zabawić Stalinem. Odmalowuje niesamowity, zapierający dech w piersiach świat na tle Wielkiej Historii, kreując bohaterów nie byle jakich, często z pogranicza fikcji i prawdy – obok zrodzonych w jego umyśle bohaterów pojawia się przecież Królowa Wiktoria, Verdi czy Proust…
“Wieczorny Wiatr” to powieść niesamowicie błyskotliwa, inteligentna, a jakże przyjemna. Chociaż początek może być ciężki, bo trudno połapać się w kolorowych życiorysach licznych bohaterów, to z pewnością wart zachodu.
Jestem tutaj