Czytanie „Mojej Walki” Karla Ovego Knausgarda jest dla mnie zawsze, jak spotkanie ze starym, dobrym przyjacielem – czasem go nie rozumiesz, czasem jesteś zdziwiony, że aż tyle się u niego zmieniło, potrafi Cię wkurzyć jak nikt, przeciąga Wasze spotkanie aż do białego rana, mimo że wie, że musisz się wysypiać, bo pracujesz, ale ostatecznie i tak wychodzisz ze spotkania z uśmiechem na ustach.
Przed ukazaniem się szóstego tomu „Mojej walki” zadawałam sobie pytanie: Co będzie potem? Nie wyobrażałam sobie sytuacji, w której żaden tom nie będzie na mnie czekał, ani ja nie będę miała możliwości czekać na niego, bo już wszystkie się ukazały. Stało się jednak, a ja odczuwam ogromny smutek i pustkę, bo ten szósty tom – ostatni – był naprawdę bardzo dobry.
Jestem tutaj