„Młokos”, znany też pod nazwą „Młodzik”, to dzieło najmniej znane i przez to też najmniej doceniane spośród wszystkich najpopularniejszych książek Dostojewskiego, poruszających tematykę moralną. To też książka najmniej „medialna”, jeżeli można tak określić coś, co stworzono w XIX wieku, bo nieszczęśliwie pominięta i zapomniana przy innych monumentalnych dziełach autora, takich jak „Biesy”, „Zbrodnia i kara”, „Idiota” czy „Bracia Karamazow”. „Młokos” dostępny jest zaledwie w dwóch-trzech wydaniach, przy czym ściśle pod tym tytułem wydało go jedynie Wydawnictwo MG, czyniąc tym samym głęboki ukłon w stronę czytelnika, bo tytuł ten idealnie oddaje treść książki – o wiele lepiej ją odzwierciedla, niż tłumaczony wcześniej „młodzik” czy „żółtodziób”.

Chociaż wszystkie dzieła Dostojewskiego są niezwykle ambitne i należą do tej półki literatury z którą nie obcujemy na co dzień, trzeba przyznać, że przebrnięcie przez „Młokosa” jest nie lada wyzwaniem, chociaż wartym wysiłku. Dlaczego? Odpowiedź jest niezwykle prosta i chociaż może wydać się banalna zapewniam, że taką nie jest: bo czytamy Dostojewskiego, a obcowanie z intelektem mistrza sprawia, że czujemy się delikatnie podnieceni na myśl o tej wielkiej literaturze, która do nas przemawia.


Streszczenie „Młokosa” to sprawa niezwykle problematyczna, ponieważ fabuła niejednokrotnie się komplikuje, a wątek główny i najważniejszy miesza się z myślami autora, jego czynami, wspomnieniami i intrygą, w jaką jest zaplątany. Arkadiusz ma dziewiętnaście lat i przez wszystkich nazywany jest młokosem, czego szczerze nienawidzi. Obelgę tę słyszy jednak tak często, że niekiedy sam siebie w złości nazywa młokosem, znajdując w tym słowie usprawiedliwienie swoich czynów. Częściej jednak widzi swoją osobę u progu dorosłości, o krok od przekroczenia tego stopnia – to powoduje, że czuje się wolny i nieograniczony, z drugiej zaś strony wie, że jedną nogą wciąż stoi w młodości, dlatego skrępowany i niezdecydowany wciąż się miota, poszukuje swojej drogi. Arkadiusz jest marzycielem, ale nie bez idei – stara odnaleźć się w życiu, chce zaczerpnąć tego powietrza, którym oddychają ludzie z wyższych sfer, pragnie stać się nadzwyczaj bogatym. Bycie Rotszyldem daje swobodę – jak sądzi – chodzenia w łachmanach, ale ze świadomością swej zamożności. Dołgorukij, bo takie nazwisko nosi nasz bohater, szczyci się swoimi ambitnymi i ponadprzeciętnymi myślami, stara się wyrwać z życia, które prowadzi, zmienić je, ale jednocześnie unika wszelkiej odpowiedzialności, która jak strach czyha na niego w ciemniejszej stronie korytarza – tudzież życia. Jego wciąż kształtująca się osobowość, rwący się duch i wewnętrzny młokos nie pomagają mu w znormalizowaniu stosunków z ojcem, których sam nie rozumie. Nie potrafi osądzić czy Wiersiłow jest człowiekiem szlachetnym, czy łajdakiem. To go podziwia i kocha, to znowu wpada w niekończącą się nienawiść i wzgardę, szuka jego atencji, jednocześnie całkowicie go ignorując, chce się do niego zbliżyć, ale sam dystansuje ich stosunki, nazywając ojca „panem”. Poczucie podziwu miesza się z klęską odrzucenia, odstawienia na bok; pragnienie zwrócenia na siebie uwagi z odosobnieniem. Arkadiusz próbuje poznać uczucie, które łączy jego ojca z matką, ale próby te prowadzą go jedynie do odkrycia szokującego faktu, który dodaje smaczku powieści – okazuje się bowiem, że zarówno ojciec, jak i syn atencją obdarzyli tę samą kobietę. Ów rodzinny dramat i wszystko to, co zachodzi w duszy młodego człowieka stanowi swego rodzaju mieszankę wybuchową, swoiste rozdarcie, które powoduje w końcu wewnętrzny konflikt, walkę dobra ze złem.

Dostojewski, jak we wszystkich swoich powieściach, łączy fabułę, wątek przewodni i intrygę z głęboką psychoanalizą bohaterów. Nijakiego, przeciętnego młokosa, z którego wszyscy się śmieją i drwią czyni bohaterem niesamowicie ciekawym, a jego wewnętrzne rozdarcie opisuje w sposób niezwykle dojrzały, stwarzając tym samym kontrast pomiędzy zachowaniem bohatera – często infantylnym, a jego myślami – nad wyraz mądrymi.

Niejeden człowiek w śmiechu odsłania się całkowicie, ukazuje wszystko, co ma w sobie.
(…) Śmiech wymaga dobroci, a ludzie najczęściej śmieją się złośliwie. Dobry i serdeczny śmiech to radość, a czyż można odnaleźć teraz w ludziach radość, czyż ludzie potrafią się radować?
(…) Nie raz nie możemy zrozumieć czyjegoś charakteru, wtem człowiek ten zaśmieje się tak jakoś szczerze, serdecznie, i cały jego charakter leży jak na dłoni.

„Młokos” to powieść mniej popularna, ale warta poznania. Chociaż w porównaniu do innych dzieł Dostojewskiego widać, że w momencie pisania jej Dostojewski kroczył niebezpiecznie blisko linii kończącej życie człowieka – przez co powieść nie jest aż tak genialna jak napisana z rozmachem „Zbrodnia i kara”, czy „Bracia Karamazow”, w której pojawiają się bardzo podobne wątki (relacje synów z ojcem, a także miłość syna i ojca do tej samej kobiety) – jest to lektura bardzo interesująca.
Czytałam z trudem, a po skończeniu odetchnęłam z ulgą, nie mniej jednak cieszę się, że mogłam poznać kolejną powieść Dostojewskiego, przeanalizować ją, przemyśleć i – przede wszystkim – wynieść z niej coś mądrego.

Z pozdrowieniami,
Kasia

Share: