Stefanie Zweig “Nigdzie w Afryce” – Afryka, czyli wolność

Walter Redlich, w najpiękniejszych latach swojego życia, niespodziewanie znajduje się w sytuacji, z której ma tylko jedno, narzucone wyjście. Te Niemcy, które tak kocha całą swą szczerą miłością, nagle zwracają się przeciwko niemu – Żydowi. Pozostając w ojczyźnie naraziłby się na niebezpieczeństwo, być może i śmiertelne, wyjeżdżając z niej na nieposkromioną tęsknotę serca. W roku 1938, ten żydowski adwokat spod Wrocławia, emigruje do Kenii, by tam wraz z żoną i maleńką córeczką czekać na szczęśliwsze dni i cieszyć się wolnością.
W identycznej sytuacji, co bohater, znalazła się jego twórczyni, Stefanie Zweig. Jako zaledwie sześcioletnia dziewczynka w obawie przed niemieckimi represjami wyjechała z rodziną do Kenii, by tam przeczekać niebezpieczne czasy, a i przy okazji schronić się przed wojną. Jej powieść „Nigdzie w Afryce” to ubrany w płaszcz fikcji i metafor zbiór wspomnień, to drobny kłos pszenicy, obfitujący w wiele ziarenek, z których każde jest osobną opowieścią, to w końcu delikatny wachlarz, spomiędzy którego skrzydeł co rusz wyłania się nowe uczucie.

Powieść zaczyna się listami Waltera do jego żony, Jettel. Są to słowa pełne empatii, miłości, entuzjazmu i ulgi, ale jednocześnie strachu, nasycone obawą i troską o bliskich, którzy z niebezpiecznej Polski nie zdołają uciec. Walter wie, że im się poszczęściło, że są jednymi z niewielu, którym udało dotrzeć się do Afryki. Zdaje też sobie sprawę z tego, że załatwienie biletów dla rodziców może być o wiele bardziej kłopotliwe, wręcz niemożliwe, ale chroni żonę przed okrucieństwem tej prawdy.
Chociaż jest jedyną nadzieją i szansą na bycie wolnym, Czarny Ląd nie zamierza dla nowo przybyłego być łaskawym. Już na miejscu okazuje się, że rzeczy, którymi Walter zajmował się w Europie są tu, w Afryce, kompletnie zbędne. Mianem mądrego ocenia się nie tego, który nosi adwokacką togę i czyta księgi, lecz takiego, który potrafi przewidzieć susze i ulewy, odgonić szarańczę i uratować bydło. Redlichowie nieustannie walczą z biedą i upokorzeniem, zmuszeni za grosze pracować na farmie i każdego dnia martwić się o kęs strawy.
Jedną z najmocniej wypełnionych emocjonalnym ładunkiem scen na początku powieści jest ten moment, w którym Owuor, czarny służący Waltera dostaje od swojego pana, od swojego bwana adwokacką togę – z wyrazami uznania, szacunku i przyjaźni na całe życie.

Jednak „Nigdzie w Afryce” to nie tylko perypetie i próby zmagania się z trudem życia w tak nieprzyjaznych Europejczykowi warunkach. To przede wszystkim opis bezkresnej tęsknoty i wielkich marzeń o powrocie do ojczyzny. Walter nie myśli o niczym innym, jak by po zakończeniu wojny powrócić do Niemiec. Regina – jego córka, która na emigracji zdążyła dorosnąć – najpierw w okresie dojrzewania przechodzi swoisty bunt, nienawidząc Niemców, później zaś jako dojrzała dziewczyna za swą ojczyznę uważa Ol Joro Orok, zapominając mowy ojca. Momenty, w których Walter tłumaczy córce, że istnieje zasadnicza różnica pomiędzy Niemcem a nazistą, i że nie należy nienawidzić obydwu, chwytają za serce.
Regina to dziecko, które w powieści wydaje się o wiele bardziej dorosłe, niż jej rodzice. Tak naprawdę to ona pomaga im, nie oni jej. Niczym Murzynka z krwi i kości dorosła zbyt szybko, wystawiając skórę na parzące promienie afrykańskiego słońca, i na swoje barki wzięła ciężar prawdy, historii i poczucia winy rodziców.

„Nigdzie w Afryce” to powieść o lękach i tęsknocie, o rozterkach i trudzie codziennego życia, ale też o marzeniach i wierze, silniejszej niż najgorszy historyczny kataklizm. To historia napisana bardzo pięknym, momentami wręcz poetyckim językiem, bardzo wrażliwa i – przez autobiograficzne wątki – wręcz namacalna. Najmocniejszą jej stroną jest zakończenie bardzo silne i stanowcze, ale jednocześnie subtelne i delikatne.
Piękna powieść, która na długo pozostanie w pamięci.

Z pozdrowieniami,
Kasia

Share: