O brneńskim listonoszu, małej dziewczynce i zapomnianym poecie

Martin Reiner to jedna z najważniejszych postaci czeskiej literatury współczesnej. Laureat Nagrody im. Josefa Škvoreckiego, Nagrody Magnesia Litera oraz zwycięzca Ankiety “Lidovych Novin” za rok 2014 – co czyni go najbardziej utytułowanym czeskim pisarzem. Polakom znany dzięki powieści „Lucynka, Macoszka i ja”, wydanej przez Wydawnictwo Stara Szkoła. To właśnie dzięki tej książce pisarz stawiany jest obok największych europejskich mistrzów pióra, a jego proza nazwana jest doskonałą, piękną, poruszającą. Warto dodać, że czeska literatura cieszy się w Polsce ogromną popularnością. Polacy wręcz zaczytują się w niej, a na pytanie dlaczego tak właśnie jest można znaleźć wiele odpowiedzi. Idąc tym tokiem myślenia można śmiało powiedzieć, że biorąc „Lucynkę” w ciemno, Polacy zakochają się w niej, tak jak w prawie wszystkich innych czeskich dziełach. Czy rzeczywiście?
okladka-Lucynka-Macoszka-i-ja„Lucynka, Macoszka i ja” to powieść wielowymiarowa do odczytywania na wielu płaszczyznach,
dlatego ciężko streścić jej fabułę. Głównym bohaterem i zarazem narratorem książki jest brneński listonosz, Tomasz. Życie nieśmiałego Tomasza jest splotem niespodziewanych wydarzeń, które mają wywrócić cały jego dotychczasowy świat do góry nogami. Niespodziewanie Tomasz zagłębia się w życie poety Macoszki, który po II wojnie światowej udaje się na emigrację do Anglii, zaczytuje się w jego wierszach, bada życiorys. Bohater chce odświeżyć o nim pamięć, póki Macoszka jeszcze żyje. Cichy bohater, Macoszka, kroczy za Tomaszem niczym cień. W ten sposób ten prosty człowiek staje się niemalże ekspertem od twórczości wielkiego, acz zepchniętego na margines poety. Tomasz wyjeżdża do Wielkiej Brytanii, aby spotkać się z nim, poznać go, porozmawiać i wyjaśnić tajemnicę pewnego listu, podpisanego tajemniczym „J”, który być może jest zwiastunem śmierci Macoszki.
Jako ciekawostkę warto dodać, że Martin Reiner, podobnie jak Tomasz również poświęcił się badaniu życia innego poety – Ivana Blatnego. Właśnie to oddanie się i poświęcenie zbliżają do siebie obie te postaci.

Ale to nie wszystko. Chociaż od tego momentu życie Tomasza złączone, splecione jest z życiem Macoszki,
a wiersze zapomnianego poety wciskają się w zawiłości codziennego życia, pojawia się ktoś jeszcze. Tomasz niespodziewanie musi przyjąć na swoje barki zupełnie nową rolę. Miejsce w jego sercu i myślach znalazła sobie również mała dziewczynka, Lucynka, którą bohater musi się przez pewien czas opiekować, kiedy jego partnerka, a matka Lucynki przebywa w szpitalu psychiatrycznym po załamaniu nerwowym. I właśnie w ten sposób Reiner opisuje nam historię ogromnej miłości. Tomasz nie spodziewał się, że mała, obca dziewczynka w tak ogromny sposób wpłynie na jego życie, zmieni je. Właśnie w tym miejscu splatają się losy trójki bohaterów – uroczej, pięcioletniej Lucynki, cienia Macoszki i brneńskiego listonosza. Bohater ukazuje nam się od strony bardzo wrażliwej i uczuciowej. Rodzi się w nim ojcowskie uczucie do Lucynki, która powoli zaczyna go tak właśnie traktować. Tomasz uczy się zatem jak być dla Lucynki ojcem, a Lucynka, jak to jest mieć tatę tuż obok siebie, a ich niezwykła relacja jedynie pogłębia fascynację Tomasza poetą Macoszką.

Mój problem polega na tym, że jestem zbyt słaby na historie prawdziwych ludzi. Nie chcę ich znać. Boję się, że zatopią mój suchy kąt, kiedy zbytnio się do nich zbliżę. A jednocześnie coś, co żyje we mnie jak nietoperz w jaskini, pragnie podzielać historie innych. Książki miały jedną wielką zaletę: wszyscy ci ludzie pojawiali się przy mnie, kiedy tylko zaczynałem czytać i przestawałem zwracać uwagę na otaczający mnie świat, ale ja byłem dla nich niewidoczny.

W tle oczywiście opisana jest historia – jak na przykład pamiętny rok 1989, „Aksamitna Rewolucja”. Tomasz dostrzega nastroje i wydarzenia w kraju, ale dzieją się one jakby za jego plecami, bo jego myśli zajęte są czymś innym. Wyjątkowy moment w kraju splata się ze specyficznym czasem w życiu Tomasza, a my, czytelnicy kroczymy tuż obok bohatera obserwując jego poczynania, mając dostęp do jego wrażliwej psychiki i najgłębszych zakamarków duszy.
Cała książka przesiąknięta jest uczuciami Tomasz
a, jego myślami i obawami. Jego narracji towarzyszy specyficzny czeski klimat, który jest w stanie porwać największych przeciwników czeskiej literatury (chociaż nie wiem, czy takowi w ogóle istnieją ). Pomiędzy zdania opowiadane nam przez Tomasza wplata się melancholia i nostalgia, a całość czyta się tak, jakby właśnie on, nieśmiały brneński listonosz, być może znajomy, o którym już dawno zapomnieliśmy, spisał właśnie dla nas historię Lucynki i Macoszki, i jego samego. Książka jest jak zagubiony list, który znajdujemy przypadkiem. Historia porywa do końca, czyta się ją jednym tchem.
Reiner ze zwykłych sytuacji wydobył ukrytą magię, tajemniczość, które wywołują w czytelniku podobne uczucia, jakie towarzyszą głównemu bohaterowi.
Odpowiadając zatem na pytania zadane na początku tej recenzji – czy „Lucynka” porwie serca czytelników – nie ma innej odpowiedzi, niż zdecydowane tak. Jest to proza niezwykle dojrzała, wrażliwa. Nie spotkałam się z książką, która w tak piękny sposób mówiła by o ojcowskiej miłości, poczuciu odpowiedzialności za odświeżenie pamięci, o dojrzewaniu do nowych ról, przywiązaniu, o literackiej obsesji, o przemijaniu. Bo „Lucynka, Macoszka i ja” jest również powieścią o przemijaniu. Jak już wspomniałam, Reiner wydobywa z codziennego życia wcale nie nadzwyczajne sytuacje i przemienia je w coś niesamowitego, otoczonego szczyptą magii, tajemniczości i piękna. Nie mogło tutaj zatem zabraknąć przemijania czy pędzącego do przodu czasu, który przecież zwykłym śmiertelnikom bardzo daje się we znaki. Wydawnictwo Stara Szkoła po raz kolejny oddaje w ręce czytelnika prawdziwą perełkę czeskiej literatury, tym bardziej zasługując na bezgraniczne zaufanie i ogromną wdzięczność. Trzeba również wspomnieć o świetnym tłumaczeniu, którego dokonał Mirosław Śmigielski, bez którego być może cała opowieść Tomasza zniknęłaby gdzieś w tłumie mnóstwa innych opowieści, stałaby się nijaką i pospolitą.
Jednym zdaniem, „Lucynka, Macoszka i ja” to powieść niezwykle dojrzała i niezwykle wrażliwa, piękna, uniwersalna, wielowymiarowa, ponadczasowa.

Share: