Co leży na zachód od słońca?

“Na południe od granicy, na zachód od słońca” to pierwsza książka Murakamiego, z którą się zetknęłam. Autor nie był mi obcy, bo ciągle ktoś coś jego czytał, komentował, recenzował, chwalił, krytykował, więc z nazwiskiem byłam zaznajomiona, ale nigdy nie miałam okazji, żeby samej do twórczości Japończyka sięgnąć. W końcu jednak sięgnęłam – i to przypadkiem – bo książkę wzięłam na zasadzie “uzupełnienia”. Kiedy w bibliotece miejskiej zabrakło jednej książki, którą miałam na liście, zdecydowałam się na Murakamiego. Informacji na okładce nie przeczytałam nawet, także tytuł był dla mnie kompletną niespodzianką. Ot, wzięłam pierwszą lepszą i już. Nic, tylko czytać.

napołudnieHajime, pielęgnując w sobie wspomnienie pierwszej ukochanej z okresu dzieciństwa, porównuje do niej swoje wszystkie dziewczyny – począwszy od niewinnego związku w liceum, aż po romanse dojrzalsze, kiedy ma już trzydzieści lat. Jego związki nie są trwałe, zazwyczaj rozpadają się po kilku nudnych miesiącach, czego powodem jest oczywiście zapisany w jego pamięci wizerunek Shimamamoto. Hajime dostrzega, że żadna kobieta nie jest w stanie dorównać Shimamoto – z nikim nie rozumie się tak dobrze, jak z nią, nie ma wspólnych zainteresowań, pasji. W końcu uczucie, które żywi do dziewczyny, przemienia się w obsesję. Hajiume poszukuje śladu Shimamoto wszędzie – widzi ją w każdej przypadkowej kobiecie, której choćby chód jest podobny do chodu Shimamoto, długość i kolor włosów, uśmiech itd.

Ciągle się czuję tak, jakbym usiłował stać się kimś innym. Jakbym próbował znaleźć nowe miejsce, nowe życie, nową osobowość. To pewnie część dojrzewania, ale też próba określenia siebie na nowo. Stając się kimś innym, mogę się uwolnić od wszystkiego. Kiedyś poważnie wierzyłem, że mogę uciec od samego siebie – jeżeli tylko bardzo się postaram. Ale zawsze trafiałem w ślepą uliczkę. Dokądkolwiek zmierzałem, zawsze pozostawałem taki sam. To, czego ci brakuje, nigdy się nie zmienia. Może się zmienić otoczenie, ale wciąż pozostaję tą samą niekompletną osobą. Nęka mnie głód, którego nigdy nie zdołam zaspokoić.

Kiedy jako dorosły, spełniony zawodowo i życiowo mężczyzna, przypadkowo spotyka Shimamoto, okazuje się, że dawne uczucie przetrwało. Hajime jest gotów porzucić wszystko – dobrze prosperujący interes, żonę, dwie córki – aby znów móc być szczęśliwym i spełnionym u boku Shimamoto. Życie jednak nigdy nie jest albo czarne, albo białe. Nigdy nie jest wystarczająco proste, aby wszystko szło zgodnie z naszymi pragnieniami. Czy więc powrót do przeszłości okaże się możliwy? Czy Hajime i Shimamoto są wciąż tymi samymi osobami, którymi byli mając po dwanaście lat? Co leży na zachód od słońca? Co znajduje się na południe od granicy?

“Na południe od granicy, na zachód od słońca” czyta się niesamowicie szybko. Książka tak, dosłownie, przelatuje w palcach, że ani się zorientujemy, a już jesteśmy za połową. Po skończeniu lektury, czytelnik zostaje z masą pytań na temat bohaterów, ich charakteru, ich przeszłości, oraz naturalnie – ich przyszłości. Choć zakończenie jest jasne i wyraźnie zarysowane, nie wszystkie kwestie są dokładnie omówione. Jest to jednak zabieg celowy – autor chce nam pokazać tajemniczość pewnych postaci, absurdalność sytuacji, kiedy człowiek goni za przeszłością. Przeszłość odeszła, nie możemy jej odzyskać. Nie powinniśmy się nawet skupiać na tym, co przed nami, bo i to jest nie uchwytne. Jedyne co się liczy, to dzień dzisiejszy, teraz, chwila, moment. Liczy się to szczęście, które mamy w rękach – nie tamto, które odeszło i nie to, które jeszcze przed nami.

Na tym świecie niektóre rzeczy można zmienić, a innych się nie da. Upływ czasu to jedna z rzeczy, których nie można odkręcić. Jeśli się znalazłeś w pewnym punkcie, to nie możesz już wrócić.

Po pewnym czasie rzeczy twardnieją. Jak cement w wiadrze. I nie możemy już wrócić. Chcesz powiedzieć, że cement, z którego jesteś zrobiony, stwardniał, więc nie możesz już być kimś innym.

Lektura przyjemna, aczkolwiek nie wybitna – przy pierwszym spotkaniu z Murakamim mogłam trafić na lepszą jego książkę. Opisy stosunków seksualnych wręcz mnie odrażały, natomiast postawa mężczyzny, który zdradza swoją dziewczynę/ żonę z inną/ innymi kobietami tylko dlatego, że “to tylko seks, one nic dla mnie nie znaczą” jest dla mnie niezrozumiała. Chyba dobrze ktoś mi powiedział, że to książka dobra dla mężczyzny – być może tylko mężczyzna rozumie pobudki innych mężczyzn, dla których kobieta jest jedynie ciałem, obiektem pożądania, chodzącym stosunkiem fizycznym, aniżeli osobą, kobietą (!).

Książkę oceniłabym w skali 3/6. Mam nadzieję, że następnym razem trafi mi się prawdziwa perełka Japończyka

Kiedy przewróci się jedna karta, wali się cały domek. I nie ma jak się wydostać z gruzów. Dopóki ktoś nie przyjdzie i cię nie wyciągnie.

Share: