Spotkanie autorskie z Ignacym Karpowiczem
Na początku miał być tylko Szczepan Twardoch (Szczepan Twardoch będzie w Rybniku?! Super, zrobię wszystko żeby pójść na spotkanie!!! ), ale później okazało się, że termin 15 października nie pasuje autorowi. Ze strony internetowej Rybnickich Dni Literatury usunięto więc Twardocha a dano… Karpowicza! Że Twardocha nie będzie, strasznie żałowałam, ale w końcu nie taki diabeł straszny, bo Karpowicz to też przecież czołówka współczesnej polskiej literatury i nie tylko nie ma miejscu było narzekanie, ale należało się wręcz cieszyć. Jednak kiedy okazało się, że i Twardoch będzie w Rybniku (był 2 października, o czym pisałam Wam TU), i Karpowicz, byłam wniebowzięta. Tym sposobem podczas tegorocznych Rybnickich Dni Literatury uczestniczyłam w spotkaniach z dwoma fantastycznymi autorami. O ile jednak Twardoch mnie zachwycił i jeszcze bardziej rozkochał w swojej literaturze, tak spotkanie z Karpowiczem… zawiodło mnie.
Tak, zawiodło mnie. Nawet nie wiecie, jak przykro jest mi pisać te słowa, bo nie tak to sobie wyobrażałam. Byłam przekonana, że spotkanie z Karpowiczem będzie na tym samym poziomie, albo jeszcze wyższym, co spotkanie z Twardochem. Ale po kolei.
Spotkanie prowadził Dariusz Nowacki – krytyk literacki, pracownik Uniwersytetu Śląskiego, o którym ostatnio było głośno w Internecie w związku z jego krytyką “Dracha” Szczepana Twardocha. Zaczął od poruszenia problemu “hejtu”, internetowego linczu na Olgę Tokarczuk, z którym autorka spotkała się zaraz po tym, jak została laureatką nagrody Nike. Karpowicz przyznał, że bardzo ceni sobie twórczość Tokarczuk i jego zdaniem jest jedną z najlepszych polskich pisarek. Docenia jej umiejętność tworzenia zdań, a w szczególności wplatania dialogów pomiędzy opisy, bo, jak twierdzi, nie są one niczym odrębnym w narracji, stanowią całość. Następnie zapytamy o “Sońkę” zaczął opowiadać, jak rozpoczęła się jego przygoda z tą historią. Dowiedziałam się, że “Sońka” towarzyszyła Karpowiczowi niemalże przez całe życie, i że dopiero po jej wydaniu autor zaczął od niej odpoczywać. “Sońka” pierwotnie była książką całkowicie inną – bogatszą i grubszą. Z biegiem czasu Karpowicz zaczął wycinać poszczególne fragmenty “Sońki” (“Sońki 01” – jak ją nazwał) i wklejać je do osobnego pliku, w ten sposób powstała nasza, nam znana “Sońka” (“Sońka 02”). Dariusz Nowacki był zdumiony faktem, że na komputerze Karpowicza istnieją jeszcze fragmenty “Sońki”, których czytelnicy nie znają. Ponadto, historia jest prawdziwa, bowiem w okolicach, z których wywodzi się Karpowicz, mieszkała kiedyś Sonia, która miała romans z Niemcem. Taka mała społeczność nie tylko nie wybacza, a często zabija. – jak wspomniał autor.
Zapytany o to, jakich autorów lubi, docenił Alice Munro za “przezroczystość” jej stylu. Autor opowiedział też o swojej przeszłości i pisarskiej drodze. Pisał od zawsze, bo już od podstawówki, kiedy stworzył opowiadanie dla swojej koleżanki, powoli dojrzewał w liceum, natomiast największy rozkwit nastąpił w czasie studiów, kiedy to wielu znajomym osobom wręczał swoje prace z prośbą o ocenę. Warto pamiętać, że Karpowicz zadebiutował w roku 2006 (mając 30 lat) powieścią “Niehalo”. Czas po ukończeniu studiów, aż do debiutu książki spędził w różnych częściach Afryki – dzięki temu opowiedział nam też o języku amharskim, gdzie nie ma czasu przyszłego – o przyszłości mówi się albo w czasie teraźniejszym, albo w przyszłym, bo jak twierdzą Etiopczycy: przyszłość to nic, co jeszcze się nie zdarzyło.
Zapytany przez Nowackiego o młodych twórców potwierdził, że w dzisiejszych czasach każdy może pisać, a często to pisanie nie ma nic wspólnego z literaturą. Rozważył również istotną kwestię kryminału, poruszając problem dopasowania języka do fabuły. Karpowicz twierdzi, że wielu twórców kryminałów stosuje w swoich powieściach prosty język, jakby tylko ten był odpowiedni do szalenie pędzącej akcji i skomplikowanej fabuły, przez co kryminały nie mają nic wspólnego z literaturą wysoką, z arcydziełami.
Pod koniec spotkania zadawane były oczywiście pytania od czytelników, na które w większości odpowiadał Nowacki. Tak, dobrze przeczytaliście, a ja nie popełniłam żadnego błędu – Nowacki. Odpowiedzi Karpowicza były jedynie uzupełnieniem myśli krytyka, co bardzo mi się nie spodobało – przecież to pisarz w tym wszystkim jest najważniejszy, nie prowadzący spotkanie.
No dobrze, ale pewnie zastanawiacie się dlaczego spotkanie nie za bardzo mi się podobało, a więc do rzeczy. Po pierwsze, pytania zadawane przez Nowackiego były dość nudne i drążyły ciągle jeden i ten sam temat, a do tego wszystkiego Karpowicz nie był spójny w swoich myślach, jego odpowiedzi nużyły mnie i po godzinie spotkania pomyślałam tylko: “Boże, niech to się już skończy”. Autor sam jakby nie wiedział co chciał powiedzieć, ponadto styl jego wypowiedzi, jego umiejętność retoryki nie może być porównywana ze stylem, jakim pisze swoje powieści. O ile w książkach Karpowicz bawi się słowem, gimnastykuje język, tak w mowie często brakuje mu słów. Po dwóch godzinach spędzonych na spotkaniu z Karpowiczem dowiedziałam się o wiele mniej o nim i jego książkach, niż po spotkaniu z Twardochem. Ponadto nie towarzyszyło mi kołatanie serca, strach czy podekscytowanie. Kiedy Karpowicz podpisał mi książkę, wspominając, że moje imię jest “takie imperialne”, wyszłam ze spotkania niezwykle zmęczona i jednocześnie szczęśliwa, że dobiegło już końca. Niestety nie miałam okazji wcześniej napisać tej recenzji, przez co ciężko było mi zebrać myśli i przypomnieć sobie wszystko, co autor powiedział nam w czwartek, ale będąc szczerą, wątpię, abym w czwartek czy piątek pamiętała więcej. Być może to dobrze, że piszę tę recenzję, że jest to, oprócz podpisanej książki i zdjęć, jedyny ślad w mojej głowie po spotkaniu z autorem.
Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło, dlatego cieszę się, że uczestniczyłam w spotkaniu z autorem, zdobyłam jego podpis, zrobiłam kilka zdjęć i poznałam go osobiście. Może na następnym spotkaniu będzie lepiej, o ile pytania będą ciekawsze?
P.S. Widzicie te wymowne puste miejsca? Na spotkaniu z Twardochem ludzie stali lub siadali na schodach, bo nie było wolnych krzeseł, a to tylko ze względu, że Twardoch jest “tutejszy”, jest “nasz”. Na przykładzie spotkania z Karpowiczem mogę jednak śmiało stwierdzić, że Polacy nie czytają. Tylko dlaczego nie?
Szkoda, że spotkanie z Karpowiczem nie było udane. Może to kwestia jakiegoś spięcia na linii pisarz-prowadzący? W Katowicach naprawdę było super, rozmowa była sympatyczna i ciekawa, a Karpowicz dawał wiele od siebie.
Strasznie dziwne, że na pytanie do pisarza odpowiadał Nowacki – wiedziałam, że Nowacki jest dziwny, ale że aż tak?
Wiesz co, spięcia nie było widać, bo mówili sobie po imieniu i śmiali się do siebie, ale tak jak napisałam, Nowacki się wcinał i pytania nieciekawe zadawał – 10 razy o to samo go zapytał
No to kiepsko… Cenię Nowackiego jako naukowca, ale muszę przyznać, że go nie lubię
[…] ludzi. Ponadto w 2015 roku uczestniczyłam w spotkaniu autorskim ze Szczepanem Twardochem i Ignacym Karpowiczem, o czym nie będę się rozpisywać, bo te wpisy pojawiły się już […]