Ann Patchett “Dom Holendrów” – opowieść o rodzinie i cierpieniu
“Dom Holendrów” to powieść nominowana do Nagrody Pulitzera i jedna z najważniejszych książek 2019 roku według “New York Timesa” i “Time’a”.
Wiele osób, widząc takie wyróżnienia, czuje się tylko zniechęcona do lektury. Ja – wręcz przeciwnie. Kieruje mną ciekawość, by sprawdzić, co w trawie piszczy. Lubię czytać książki nominowane do wielkich nagród lub zdobywające je – zawsze pragnę się dowiedzieć, co było w nich wyjątkowego, aby w taki sposób je wyróżnić.
“Dom Holendrów” to przede wszystkim opowieść o rodzinie. Ann Patchett tworzy jej portret, zmienia zwyczajne, nudne w życie w coś magicznego. To właśnie w tym tkwi cały sekret tej książki – to dlatego, nie można się od niej oderwać.
“Dom Holendrów” – opowieść o cierpieniu i stracie
Przez wszystkie te lata Danny i Meave nauczyli się uwznioślania swojego cierpienia i tworzenia z niego sposobu na życie. To właśnie dlatego często wsiadają w swojego oldsmobile’a i jadą pod Dom Holendrów, aby obserwować odgrywający się tam spektakl cieni. Ich dom rodzinny – stworzony ze szkła, w którym każdy kąt stanowi swoiste dzieło sztuki.
Dom, który spełnił ambicje ojca i stał się przekleństwem matki. Dom, który utracili po jej odejściu.
Kiedy w życiu ich ojca pojawia się nowa kobieta – ich przyszła macocha – wiedzą, że nadciąga huragan. Andrea jest zdecydowana, konsekwentna i gotowa osiągnąć to, czego pragnie, za wszelką cenę. Dom Holendrów jest właśnie tym, co postanawia zdobyć.
Misternie utkany portret rodzinny
“Dom Holendrów” to opowieść o rodzinie, stracie, poświęceniu i przebaczeniu. Ann Patchett tworzy doskonały portret rodzinny. Tak, jak na obrazie: z pozoru wszystko wygląda idealnie, na pierwszy rzut oka widać symfonię i równowagę, lecz gdy tylko spojrzeć głęboko w oczy kolejnych jego bohaterów, wszystko zaczyna nabierać nowego sensu. Wyrażają smutek, cierpienie, tęsknotę i żal. W ten sposób autorka rozprawia się z amerykańskim mitem: nie zawsze można odciąć się od swoich korzeni i rozpocząć zupełnie od nowa. Czasem przeszłość ciągnie się za nami, niczym cień, a błędy, które popełnili nasi rodzice, powtarzamy i my sami – nawet doskonale ich świadomi. Nie każdy pisze własną historię – niektórzy po prostu kontynuują to, co zostało zaczęte.
Magia zwyczajności
Ann Patchett operuje w tej książce prostymi motywami: biedne sieroty mają do czynienia ze złą macochą; pieniądze szczęścia nie dają; to, co jednych przeraża, dla innych staje się czymś fascynującym; lepiej podążać za głosem serca, niż rozumu. W ten właśnie sposób ze zwykłego życia wydobywa magię. Przez tę powieść się płynie, nie potrafiąc odmówić sobie przyjemności czytania kolejnych stron.
“Dom Holendrów” to przepiękna powieść, która choć – tak, jak napisałam – oparta jest na prostych kwestiach, pokazuje, że najwięcej magii znajduje się w codzienności. Każdy w inny sposób przeżywa żałobę czy ból – niektórzy, jak bohaterowie tej powieści – tworzą z niej sposób na życie. Kiedy w końcu ten okres dobiega końca – żałoba się kończy, ból przemija – okazuje się, że życie jest zupełnie pozbawione sensu.
To powieść, od której nie mogłam się oderwać!
Z pozdrowieniami,
Kasia