John Steinbeck “Grona gniewu” – w poszukiwaniu pieniądza i chleba
“Grona gniewu” to arcydzieło literatury – wspaniała powieść o wartości rodziny, o przeciwnościach w życiu człowieka, o biedzie i nędzy.
Rodzina Joadów, jak wiele innych, zmuszona przez los, porzuca strony rodzinne i wyrusza na południe. Kalifornia kusi ich pięknem i rzekomym bogactwem, ale przede wszystkim chęcią przetrwania. Tam bowiem mają znaleźć pracę, dzięki której zdołaliby przeżyć. Liczą na posadę przy zbieraniu brzoskwiń, w które obfituje kalifornijski rejon. Kalifornia jest ich ziemią obiecaną.
Praca jednak okazuje się zupełnie inna od tej, pokazanej na ulotkach. Stawki są małe, nie ma co do gęby włożyć, ludzie przymierają głodem.
“Klęska wyziera z oczu tych ludzi. Z oczu tych zgłodniałych wyziera rosnący gniew. W sercu ich wzbierają i dojrzewają grona gniewu – zapowiedź przyszłego winobrania.”
“Grona Gniewu” – opowieść o rodzinie
Rodzina się rozpada, a ponadto w Kalifornii panuje ponad przeciętne bezprawie, choć nie wiem czy te określenie jest tutaj słuszne. Powiedziałabym może wręcz przeciwnie – Kalifornia jest bardzo dobrze strzeżonym i zarządzanym stanem, ale policja nadużywa swojej władzy względem nowo przybyłych. Wyzwiska, bójki, więzienie mają zmusić “Oklaków” do opuszczenia Kalifornii i wrócenia tam, skąd przybyli.
Steinbeck podkreśla swoją krytyczną postawę wobec kapitalizmu i wyzysku, oraz w wyjątkowy sposób pokazuje, że niewiele pozostało na świecie dobra, a biednemu człowiekowi może pomóc tylko drugi biedak.
Autor rozpala jednak nadzieję w sercach, pozwala wyśnić sobie inne życie, pozwala na marzenia, choć z nutką realizmu, bowiem mogą one nigdy nie zostać zrealizowane. Rozpala w człowieku wiarę.
“Ku czemu idziemy? A mnie się zdaje, że do niczego nie idziemy. Zawsze tylko jesteśmy w drodze.”
“Grona gniewu” to powieść drogi
Jednym z głównych wątków powieści jest właśnie droga, a więc można ją nazwać “powieścią drogi”. Wędrówka służy do przekazania uniwersalnych prawd i wartości moralnych. Joadowie nieustannie podróżują, szukając szansy na lepsze życie. Z tym łączy się wartość rodziny – która mimo wszystkich przeciwności losu stara trzymać się razem. Jednak z czasem i to okazuje się niemożliwe.
Osobą, która spaja całe towarzystwo jest matka. Ona jak i ojciec, są jedynymi postaciami, do których nikt nie zwraca się po imieniu. Matka jest ostoją kobiecości – jest niesamowicie silna, która nie daje po sobie poznać, jak bardzo los ją doświadczył. Trzyma władzę w swoich rękach, dowodzi, troszczy się o posiłki, wysyła mężczyzn do pracy, a nawet podnosi ich na duchu. Do złudzenia przypomina mi ona bohaterkę “Matki” autorstwa Pearl S. Buck.
Niezwykły wpływ wywarła na mnie jej rozmowa z mężem:
“Kobieta potrafi zmienić się i dopasować lepiej niż mężczyzna (…) Kobieta zamyka całe swoje życie w rękach, a mężczyzna – w głowie.”
“Mężczyzna idzie przez życie, szarpiąc się jakby i skacząc. Urodziło mu się dziecko, umarł ktoś z rodziny – szarpnął się i już jest gdzie indziej. Osiadł na swojej farmie albo ją stracił – znowu się szarpie i rzuca w co innego. A kobieta płynie, płynie jak strumień, jak rzeka. Spotyka w drodze jakieś tam wiry, czasem tu i tam zakotłuje się coś, ale i tak wszystko płynie naprzód, wciąż naprzód. Kobieta właśnie tak widzi życie.”
Matka jest wyczerpana, ale nie daje tego po sobie poznać. Nie potrafię sobie wyobrazić, jak bardzo cierpiała – a powodów do tego miała sporo. Nie potrafię sobie wyobrazić jej bólu, kiedy musieli odjechać z kolejnego miejsca, poszukując innego i pozostawiając za sobą w tyle bliskich. Zakończenie książki jest otwarte. Lubię kiedy nie wszystkie sprawy są wyjaśnione.
“Grona gniewu” – czyli opowieść obowiązkowa
“Grona gniewu” to zdecydowanie lektura obowiązkowa, ukazująca wiele problemów i niezwykle ważnych wartości, których w obecnych czasach brakuje. Podkreśla przywiązanie człowieka do ziemi, tradycji i rodziny, czego wzorcem mogą być nasi “Chłopi” Reymonta.
Z czystym sumieniem mogę polecić, aczkolwiek ostrzegam przed rozczarowaniem – otwarte zakończenia są ciekawe, ale kiedy nie wszystko kończy się dobrze, kiedy bohaterom towarzyszy cień zła, wciąż kroczący za nimi i nutka nieszczęścia, czy rzeczywiście jest się z czego cieszyć?
“Tom roześmiał się z zakłopotaniem.
– Ano, może Casy miał rację, może człowiek nie ma własnej duszy, a tylko kawałek jednej wielkiej… a wtedy…
– Co wtedy, Tom?
– Wtedy to nie będzie ważne, że umrę. Wtedy i tak będę wszędzie, w mroku. Będę wszędzie, gdzie mama spojrzy. Wszędzie tam, gdzie ludzie walczą o to, by mieć co jeść. Będę wszędzie tam, gdzie policjant bije człowieka. Jeżeli Casy mówił prawdę, to będę tam, gdzie drą się wniebogłosy szalali z głodu ludzie, będę tam, gdzie dzieci się śmieją, kiedy chcą jeść i wiedzą, że zaraz dostaną kolację. A kiedy nasi ludzie będą jedli chleb z własnych pól i zamieszkają w pobudowanych przez siebie domach – będę i tam. Rozumie mama?”