Verena Kessler “Duchy z miasteczka Demmin” – nietypowo o traumie

Duchy z miasteczka Demmin” to kolejna propozycja od Wydawnictwa Książkowe Klimaty oraz Artrage. Uwielbiam ich za to, że dają możliwość poznawania literatury niepopularnej, takiej, która nie mieści się w zamkniętych schematach.

“Duchy z miasteczka Demmin” właśnie takie są. Sama powieść zainteresowała mnie opisem na okładce. Głównym tematem tej książki miało być zbiorowe samobójstwo, które mieszkańcy Demmin popełnili w 1945 roku, uciekając przed Armią Czerwoną. Okazało się jednak, że moje oczekiwania całkowicie rozminęły się z rzeczywistością i fabułą przekazaną w książce. Czy jestem zawiedziona? Zdecydowanie nie. Mimo tego powieść mi się podobała, choć jest zupełnie inna, niż myślałam, że będzie.

“Duchy z miasteczka Demmin” – o dorastaniu w miejscu naznaczonym przez historię

Duchy z miasteczka DemminLarissa potrafi zwisać do góry nogami z jabłoni przez trzydzieści siedem minut – to jej rekord. Każdego dnia funduje sobie obóz przetrwania, wchodząc w zakłady sama ze sobą. Zakupy na czas w pobliskim Aldi, wstrzymywanie oddechu pod wodą, czy właśnie – wiszenie na drzewie – to tylko niektóre z rozrywek, które sobie wymyśla. Chcąc zostać reporterką wojenną trenuje, by później, w przyszłości, być gotową na najgorsze. Stale podnosi sobie poprzeczkę, szlifując z każdym absurdalnym zadaniem swój charakter. Jej bliscy oraz znajomi nie podzielają entuzjazmu i zainteresowania, jakie oddaje całej tej sprawie. Ona sama do końca nie rozumie, dlaczego aż tak ciągnie ją ku wojnie. Czy odpowiedzialne za to jest Demmin – miasto, w którym w 1945 roku popełniono zbiorowe samobójstwo, w akcie ucieczki przed Armią Czerwoną?

Z jednej strony poznajemy nastolatkę, która wychowuje się w tym trudnym miejscu naznaczonym piętnem historii – nastolatkę z fascynacją zakrawającą o obsesję. Z drugiej sąsiadkę, staruszkę, która za wszelką cenę pragnie zapomnieć o tym, co się wtedy wydarzyło i każdego dnia walczy z traumą wojny. Dwie bohaterki, które dzieli wszystko: wiek, światopogląd, doświadczenie, poglądy; a łączy tylko jedno – miejsce.

“Duchy z miasteczka Demmin” – to nie jest opowieść o wojnie

Wojna jest tu tylko tłem, choć po opisie na okładce można byłoby stwierdzić, że będzie głównym wątkiem. Również i ja dałam się złapać w tę pułapkę. Temat zbiorowego samobójstwa bardzo mnie zainteresował. Muszę Was jednak rozczarować – aby ukoić swoją ciekawość będziecie musieli sięgnąć do źródeł historycznych, z tej powieści nie dowiecie się zbyt wiele.

To przede wszystkim opowieść o nastolatce – dziewczynie z rozbitej rodziny, chcącej zwrócić na siebie uwagę. Lary, pragnąc odmienić swoje bezbarwne życie, w którym jedyną rozrywką jest wypad do Aldi lub Netto, marzy o wojnie. Ta nieokiełznana fascynacja przeradza się w obsesję. Larissa z biegiem czasu podporządkowuje całe swoje życie planowi, który usnuła dla siebie w myślach. Oprócz pragnienia zostania reporterką wojenną zmaga się też z codziennością, a tak, jak dobrze wiecie, funduje niemało problemów. Przeżywa swoje pierwsze uczucia, burzliwe przyjaźnie, doświadcza chorób i śmierci bliskich osób. Z biegiem czasu odkrywa również to, co wydarzyło się w jej mieście. Odkrywa, że wojna jest tu – tuż obok – i wcale nie musi o niej śnić.

“Duchy z miasteczka Demmin” to bardzo ciekawa propozycja i interesująca lektura. Wymyka się poza sztywne normy – nie jest taka, jak sądzimy, że będzie. Autorka funduje nam zupełnie inne emocje i przemyślenia, niż oczekiwaliśmy. Pomimo tego, że oczekiwałam po tej powieści czegoś zupełnie innego, nie jestem nią zawiedziona. Poprzez oddalenie tematu wojny autorka przybliża nam postać bohaterki – dziewczynki zagubionej i samotnej, pragnącej wymyślić “siebie” od nowa.

Z czystym sumieniem polecam ją Waszej uwadze.

Z pozdrowieniami,
Kasia

Share: