G. Eliot “Miasteczko Middlemarch” – małomiasteczkowa codzienność

“Miasteczko Middlemarch” to kolejny klasyk na mojej półce. Kto jest ze mną trochę dłużej ten wie, że często i chętnie sięgam po takie powieści.  Tu skusiła mnie nie tylko klasyka, ale przede wszystkim klimat małego miasteczka! Uwielbiam powieści, których akcja dzieje się na prowincjach, gdzie wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą… Gdzie z pozoru zieje nudą, życie toczy się niespiesznie, ale tak naprawdę to kocioł, który aż kipi od skandali i tajemnic! Dokładnie takie jest Middlemarch – niepozorne i spokojne, ale tak naprawdę kryje w sobie coś więcej…

“Miasteczko Middlemarch” – dwutomowa opowieść o prowincji i jej mieszkańcach

Miasteczko MiddlemarchLata 20. XIX wieku. Anglia, Miasteczko Middlemarch. Życie toczy się tu niespiesznie, mieszkańcy mają swoją rutynę i przyzwyczajenia, wiedzą o sobie wszystko. Nie lubią zmian, choć niektórzy z nich stoją właśnie na życiowym rozdrożu, podejmując bardzo ważne decyzje. Jedną z takich osób jest Dorotea Brooke, piękna i ambitna panna na wydaniu. Wydaje jej się, że właśnie znalazła idealnego kandydata na męża – starszego od niej uczonego. Dorotea ze swą anielską naturą pragnie być mężowi pociechą i pomagać mu w naukowej pracy. Jednak krótko po ślubie dochodzi do starć i nieporozumień pomiędzy tą parą. Niepokój Casaubona – małżonka Dorotei – wzbudza jego młody kuzyn, Will Ladislaw, którzy darzy Doroteę specjalnymi względami…

Do Middlemarch przybywa również młody doktor Lydgate. O ile mieszkańcy są zwykle powściągliwi w emocjach, tak jego przyjazd wywołuje sensację. Jego metody leczenia wzbudzają niepokój, oburzenie, ale i fascynację. Tym mocniej mieszkańcy biorą go na języki, kiedy zaczyna okazywać pewne względy pannie Vincy. W tym miejscu warto też dodać, że Fred Vincy, brat wspomnianej przed chwilą bohaterki, zakochuje się w Mary Garth… Jednak przeszkodą do związku z nią są nie tylko nieprzychylne spojrzenia na ów związek państwa Vincych, co lekkoduszna natura Freda.

Wspomniałam już wyżej, że małe miasteczka są niepozorne, ale tak naprawdę to istny kocioł! Nie inaczej jest w tym przypadku – tu aż wre od emocji, schadzek i perypetii bohaterów.

“Miasteczko Middlemarch” podzielone jest na dwa tomy. Łącznie liczy sobie ponad 1000 stron, a drugi ten jest kontynuacją przygód bohaterów z pierwszej części.

“Miasteczko Middlemarch” – wszystko i nic

Z jednej strony spokojnie, a z drugiej skandalicznie. Niby nic się nie dzieje, a tak naprawdę aż boli głowa od tych wszystkich wydarzeń! Nie potrafiłabym w kilku słowach opowiedzieć o czym jest “Miasteczko Middlemarch”. Najogólniej mówiąc to opowieść o małej miejscowości i jej mieszkańcach. Bohaterów jest wiele, dlatego od samego początku trzeba uważnie śledzić fabułę, by nie zgubić się później w tych zawiłościach.

“Miasteczko Middlemarch” jest dla mnie jednak powieścią bardzo nierówną: momentami będziecie czytać i śledzić losy bohaterów z zapartym tchem, aby po chwili wynudzić się przez kolejne kilkadziesiąt stron. Wspaniale czuć w tej książce klimat prowincji, ale jednocześnie po lekturze obu tomów czuję się zmęczona. Długie opisy, bardzo długo rozgrywająca się akcja dały mi się we znaki. “Miasteczko Middlemarch” nie zostanie moją ulubioną powieścią klasyczną, ale cieszę się z możliwości przeczytania jej, bo to kanon literatury.

Zachęcam w długie zimowe wieczory, kiedy macie dużo czasu i nie spieszno Wam, by sięgnąć po inną książkę.

Z pozdrowieniami,
Kasia

Share: