Rzeczywistość – czarna magia

Co prawda nigdy nie przepadałam za opowiadaniami – nie potrafiłam na przykład zrozumieć co czytelnicy widzą w twórczości Alice Munro – bo wszystkie historie były urwane, kończyły się za szybko i tak naprawdę w momencie gdy zdążyłam się zżyć z bohaterami, opowiadania się kończyły. Czułam się też niekomfortowo, kiedy nagle zostałam wrzucana w jakiś konkretny moment życia bohaterów, na przykład w sam środek ich piekielnej kłótni, zamiast poznawać ich powoli, tak, jak poznaje się innych ludzi. Ale opowiadania pióra Sylwii Chutnik wciągają mnie całą, pozostawiając jakąś cząstkę mnie pomiędzy kartami książki – przynajmniej na razie.

chutnik_wkrainieczarow_500_pcx„W krainie czarów” to kolejny taki tom opowiadań, drugi po „Kieszonkowym atlasie kobiet” przeczytany przeze mnie. Nie ma tu tyle ironii, ile jej było w „Atlasie”, mniej tu też humoru. Gdyby czytać losowo opowiadania z tego zbioru, nie mając pojęcia o tym, kto je napisał, prawidłowa odpowiedź powinna się nasunąć jako jedna z pierwszych. Dlaczego? Bo charakteryzuje je nie tylko lekki styl i specyficzny język, ale przede wszystkim smutek, otulający, tłamszący, niemalże duszący każdy monolog. Jedna z bohaterek nawet mówi: Jeśli opowieść ma kogoś zainteresować, to tylko tak ją wymyślaj, żeby bolało. I boli, a jakże. Nawet bardzo.
Jedenaście opowiedzianych historii w większości przypadków jest historiami kobiet, uwikłanych w codzienność. Chutnik skupia się na sprawach prostych, niskich, nie zauważalnych niemalże przez innych uczestników smutnej codzienności. O swoim życiu opowiada nam Bożena z Poznańskiej, prostytutka marząca o legalizacji jej zawodu, tęskniąca jednocześnie za porzucona córką, Anna Kowalec stłamszona codziennym życiem, trudem zarabiania na chleb i opiekowania się schorowaną matką, Pan Tadeusz, który w swoich starczych latach jeszcze raz próbuje przypomnieć sobie wszystkie litery alfabetu, marząc o napisaniu książki czy choćby dwie pogrążone w żałobie – jedna za mężem, druga za kotem – przyjaciółki, szukające wzajemnej pociechy w swoich ciałach.
Świat stworzony przez Sylwię Chutnik zawiera w sobie więcej bólu, niż czarów. Białej magii jest tutaj jak na lekarstwo, za to ta czarna przepełnia wszystkie utwory – mnóstwo tu błąkających się po warszawskich piwnicach duchów, wojennej przeszłości, widma obozów koncentracyjnych, przegapionych szans, źle skojarzonych małżeństw, starczych demencji, czarnych kotów i życia, które marzeń nie spełnia, a pozostawia wiele do życzenia. Smaczku całemu zbiorowi opowiadań dodaje fakt, że ostatni utwór jest dramatem – i to jakże doskonałym.

Sylwia Chutnik swoimi opowiadaniami stara się przede wszystkim wzbudzić w czytelniku jakieś uczucia. Jej utwory nie powinny być tylko przeczytane i zapomniane, ale dokładnie przeżute, przemyślane, przecierpiane do tego stopnia, aż nauczą nas współodczuwać, zrozumieć to, czego doświadczają ci zwykli bohaterowie. Autorka pokazuje, że każdy z nas jest głównym aktorem na deskach teatru swojego życia i wszystkie z wymienionych w „W krainie czarów” sytuacje mogą dotknąć i nas – w mniej lub bardziej pośredni sposób. – lub choćby przeciętnego Kowalskiego zza ściany. Jej opowiadania chociaż smutne, są niezwykle barwne i plastyczne, pełne wrażliwości i refleksji nad otaczającym nas światem.

– Babciu, babciu, a co to getto?
– To taka agroturystyka w środku miasta. Mają tam żywe zwierzęta i przyrodę.

Share: