“Nigdy, nigdy, nigdy” to książka, na którą sama raczej nie zwróciłabym uwagi… Listopad zrobiłam sobie takim miesiącem kryminalnych opowieści. Udało mi się przeczytać parę naprawdę świetnych thrillerów, które miały jednak jedną wadę: zbyt szybko się je czytało! Czytając zwykle około 100 stron dziennie, przy kryminałach byłam w stanie połknąć książkę w dzień lub w dwa. Sama nawet nie wiedziałam, kiedy przewracałam kartki, a już byłam w połowie historii… Napisałam o tym na swoim bookstagramie, a ArtRage postanowiło wysłać mi jakąś powieść, dbając o to, abym nie była skazana na żaden zastój czytelniczy. Nie wiedziałam, co to będzie za książka i w sumie dobrze – okazała się ona niespodzianką i strzałem w dziesiątkę. Dostałam powieść, którą – zaryzykuję to stwierdzenie – powinna przeczytać każda kobieta! I ta, która marzy o macierzyńskie, jak i ta, która się waha lub wie, że nigdy się na nie nie zdecyduje. Linn Strømsborg oddała tą powieścią bardzo ważny głos we współczesnej literaturze. W powieści “Nigdy, nigdy, nigdy” opowiada o możliwości dokonania wyboru przez kobiety i o sztuce życia w zgodzie z tym, co się postanowiło.
Jestem tutaj