Eka Kurniawian byłby dla mnie autorem anonimowym, gdyby pewnego zimowego dnia ubiegłego roku nie dotarła do mnie paczka niespodzianka od Wydawnictwa Literackiego. Pamiętam, że premierę książki „Piękno to bolesna rana” jakoś zlekceważyłam, natomiast kiedy zagłębiłam się w lekturze, powieściowy świat całkowicie mnie pochłonął. Samowolnie ochrzciłam Kurniawiana „Marquezem z Indonezji”, bowiem jego powieść była tak podobna do „Stu lat samotności”, że od jej przeczytania nie potrafiłam myśleć o tych dwóch autorach oddzielnie. Do tego wszystkiego była podobna wcale w nie złym znaczeniu, bowiem ona w czasie czytania błyszczała tym pięknem Marqueza, wielokrotnie przypominając jego prozę, a jednak wciąż pozostając książką inną, samodzielną. Mityczne miasteczko, mężczyźni uganiający się za kobietami, baśnie i legendy – słowem: realizm magiczny.
W styczniu tego roku ukazała się w Polsce druga książka Kurniawiana – „Człowiek Tygrys”. Już nie tak dobra, jak jej poprzedniczka, nie tak zachwycająca, ale kto wie, czy nie ciekawsza?
Jestem tutaj