“Niepokój przychodzi o zmierzchu” to jedna z nielicznych książek, które musiałam naprawdę długo “przetrawić”, przemyśleć i po której musiałam równie długo… odpocząć.
W jednej z ostatnich recenzji – mowa dokładnie o “Domu Holendrów” – napisałam, że pochwalne recenzje i nagrody, jakie uzyskała dana książka, bardzo zachęcają mnie do jej przeczytania. Odwrotnie, niż u większości z Was. Wiele osób twierdzi, że zachwyty na okładce powodują, że do książki podchodzi się z jeszcze większym dystansem. Tymczasem ja mam zupełnie inaczej – chcę sprawdzić, co w trawie piszczy i skąd ten cały hałas…
Tak było i w tym przypadku, kiedy skusiłam się na przeczytanie powieści nagrodzonej Międzynarodową Nagrodą Bookera 2020. “Niepokój przychodzi o zmierzchu” z pewnością wzbudza zainteresowanie – jest to powieść kontrowersyjna, odważna i bezkompromisowa. Musiała swoje odleżeć na półce, abym mogła zebrać myśli i napisać o niej parę słów. Czy po jej przeczytaniu zmienię swoje nastawienie do okładkowych “ochów” i “achów”?
Jestem tutaj